Carlo Ancelottiego zna każdy kibic futbolu, ale nie każdy wie, że przez lata mieszkał u niego Polak. Stanisław Smarz opowiada TVPSPORT.PL o znajomości z byłym piłkarzem i wybitnym trenerem. Jak Włoch został ojcem chrzestnym jego córki? Jakim był szefem? Które piwo z Polski lubił najbardziej?
Czy w zestawieniu fraz "Carlo Ancelotti", "Parma", "Janów Lubelski" nie ma błędu? Czy są ze sobą w pewien sposób powiązane? Nie wyszuka się jednak tego w Internecie. Żeby sprawdzić to połączenie, trzeba było porozmawiać z człowiekiem, który zna się od lat z jednym z wielkich świata piłki.
Święto Niepodległości
– Wie pan co, jak się umawialiśmy, to ja zapomniałem, że dziś święto (rozmawiamy 11 listopada), ale proszę chwilę zaczekać, powinno nam się udać porozmawiać.
Pan Stanisław prowadzi pizzerię "Parma" w Janowie Lubelskim. Tu nikogo nie dziwi ta nazwa lokalu. Siadam przy stoliku, na razie oprócz dzwoniących co chwilę telefonów z zamówieniami jest spokojnie, za chwilę do lokalu wejdą pierwsi goście i wtedy rzeczywiście może być trudno spokojnie porozmawiać. Jest czas żeby się rozejrzeć. Nade mną zdjęcie Carlo Ancelottiego, dużo młodszego niż obecnie, bo czas jeszcze nie pokrył włosów aż tak bardzo siwizną. Dumnie stoi w dresie Juventusu, obok wisi brelok w kształcie herbu, jeszcze przed liftingiem, a w gablocie leży strój Felipe Massy z Ferrari ozdobiony autografem. Za barem wisi proporczyk AC Milan.
Rozglądanie czas przerwać, bo dosiada się pan Stanisław. – Minęło już kilkanaście lat od kiedy nie widziałem się z Carlo, jednak na urodziny nadal wysyłam mu życzenia. Tak jest bez zmian od ponad 20 lat, ciągle ma ten sam numer telefonu. A poznaliśmy się przypadkiem, przez wspólnych znajomych. Ot, pewnego razu znaleźliśmy się przy jednym stoliku w pizzerii.
Jednak zanim zamieszkałem we Włoszech, byłem dwa lata w NRD, później pół roku w Czechosłowacji, chwilę znów w Polsce no i trafiłem do Italii. Stamtąd łatwiej było wyjechać do Kanady albo USA. Złożyliśmy papiery i dostaliśmy "przydział" na Kanadę. Pomyśleliśmy, że to jest już zbyt duży skok, bo jednak odcinasz się od rodziny w Polsce i… zrezygnowaliśmy. Zostaliśmy we Włoszech i dobrze zrobiliśmy. Inna sprawa, czy można powiedzieć, że zostałem we Włoszech? Myślę, że wszystko trzeba rozpatrywać w kontekście konkretnego regionu, bo każdy jest inny i odrębny, to widać na każdym kroku.
Życie w drodze
– Trzeba było znaleźć sobie tam jakieś zajęcie, to były jeszcze inne czasy, o pracę nie było tak łatwo. Miałem na szczęście prawo jazdy na ciężarówki, zrobione jeszcze w wojsku. Myślę, że właśnie wtedy zwiedziłem ten kraj, bo nie miałem jednej konkretnej trasy. Pracowałem w firmie kontenerowej na kolei, która rozwoziła i przywoziła do wagonów wszystkie towary przeznaczone do handlu ze Skandynawią. Woziłem wszystko, od tunera satelitarnego Nokii po wino, meble, a nawet papier toaletowy. Całe Włochy, każdy kto handlował ze Skandynawią, przewoził towar korzystając z usług naszej firmy.
Codziennie jechałem gdzie indziej, bywało tak, że na taki kontener, który wiozłem, składało się kilku kupców, więc każdemu z nich musiałem oddzielnie towar dostarczyć. Nawigacji nie było, owszem miałem telefon komórkowy, taką cegłę, ale z niego mogłem zadzwonić tylko do bazy, mechanika lub centrali firmy i nic poza tym. Brałem atlas samochodowy w dłoń i się jechało! Włoskie drogi są takie, że osobówką momentami było strach.
Pamiętam taki jeden przypadek, że miałem zwieźć coś dla firmy, która miała siedzibę w Montecatini-Terme. Na fakturze mam adres, no dobrze, więc jadę. Jestem już blisko celu, pcham się tą ciężarówką ulicą, gdzie są same sklepy, kawiarnie i bary. Właściciele zaczynają odsuwać stoliki, składać daszki i parasole żebym mógł przejechać, powoli się przeciskam i co się okazuje? Owszem, ta firma ma tutaj siedzibę, ale fiskalną, a magazyn, w którym mam wyładować towar, znajduje się w innym miejscu. Zawrócić nie ma gdzie, muszę wycofać, więc znów było zabieranie stolików, składanie daszków. Pomagała w tym straż miejska. Nie przypominam sobie jednak żebym dostał mandat.
A propos mandatów, to też była dobra historia, jadę ciężarówką, gdzieś na południu akurat byłem i zatrzymuje mnie policja. Wiadomo - południe, więc ten policjant mówi: "No to jak? Kontrolujemy czy nie kontrolujemy? ". No to ja w prawo jazdy, jeszcze to stare, polskie, międzynarodowe, to taka książeczka była, bach, dwa banknoty. Nie chodziło nawet o to kontrolowanie, że może do czegoś się przyczepić policjant, bo wszystko było w porządku, tylko, jak to w transporcie, liczył się czas. W każdym razie policjant otworzył prawo jazdy, wyjął jeden banknot, a jeden zostawił i mówi: "My nie jesteśmy jak ci złodzieje z północy! ".
Gospodarz posiadłości
– Wracając do Carlo, polubiliśmy się na tyle, że zgodził się zostać ojcem chrzestnym córki. A na którymś z kolei z takich spotkań zapytał mnie, ile ja na tej ciężarówce zarabiam, więc powiedziałam mu szczerze ile, a on na to, że dołoży mi jeszcze trochę i żebym zajmował się jego posiadłością. Z racji charakteru pracy sam nie miał na to czasu. Zgodziłem się, to była bardzo dobra oferta, bo dodatkowo do dyspozycji miałem dwupiętrowy dom, więc mogłem zrezygnować z wynajmu mieszkania nad bankiem.
Carlo, choć był osobowością w świecie piłki, pozostał normalnym, nie jakimś oderwanym od rzeczywistości człowiekiem. Pamiętam dobrze pierwszy miesiąc pracy, zostawił mi określoną sumę pieniędzy na utrzymanie posiadłości. Miał konie, więc a to kowal, a to weterynarz kosztował. Jeden koń miał astmę, więc trzeba było kupować specjalne siano, takie bezpyłowe. Cholernie drogie, przychodziło zafoliowane i było takie lekko wilgotne. Trzeba było przyjąć tę dostawę, ogólnie trzeba było płacić za wszystko, co było dostarczane na miejsce, bo przecież posiadłość była na uboczu. Nawet za dostawy gazu na przykład. Miał swój taki mały CPN-ik, żeby tankować samochody, to i paliwo też trzeba było przyjąć i zapłacić, a później doszedł helikopter. Powstał i dla niego oddzielny CPN-ik! Także trochę tego było. Basen, drugi basen w siłowni, wszelkie materiały eksploatacyjne.
Koszty utrzymania posiadłości były więc dość spore. No i rozliczamy ten pierwszy miesiąc, oddaje mu wszystkie faktury, paragony, on tak to bierze do ręki i od razu bez spoglądania wyrzuca do kosza i mówi: "Zaufanie to podstawa". To jest normalny człowiek, bo kto się boi złodzieja? Inny złodziej, normalny człowiek nie ma w głowie, że są złodzieje, jemu nie przychodzą takie myśli, bo nie spodziewa się tego po innych.
Pożyczka na jachcie
– To teraz inny przykład, jak rozkręcaliśmy pizzerię w Janowie, a była to duża inwestycja, bo chciałem to zrobić porządnie, więc nawet kilkanaście lat temu musiałem mieć wszystkie pomieszczenia klimatyzowane! Wtedy nikt o tym nie myślał, były też inne ceny takich urządzeń, choćby taki kominek trójfunkcyjny, czyli ogrzewanie podłogowe, kaloryfery i ciepła woda, do tego sterowanie i tak dalej. To były ogromne koszty. Zabrakło nam trochę grosza, no i co tu robić? Tu nam nikt kredytu nie udzieli, bo nie mamy żadnej historii kredytowej, nigdzie nie pracujemy. A wtedy to już chyba ze trzy lata minęły jak nie widziałem się z Carlo.
To było latem, zadzwoniłem do niego. Pytam – gdzie jesteś? Akurat płynął jachtem po Adriatyku, mówię jaka jest sprawa, chodziło o kilkadziesiąt tysięcy złotych, on na to, że dobra, przybijemy tylko do brzegu, to zrobię przelew. I zrobił. Oczywiście, gdzieś tam po roku mu to wszystko zwróciłem. Normalny człowiek w każdym calu. Bardzo życzliwy.
Kraina życzliwości
– Cała Felegara jest taka, ludzie są bardzo uczynni. Chrzciliśmy tam córę, później chodziła do szkoły, którą prowadziły siostry zakonne. Wracając do chrztu, w trakcie mszy ksiądz podnosi naszą małą, pokazuje wiernym, że to jest nowa parafianka, a wszyscy biją brawo. No i ja po tym wszystkim, jak to Polak, wiadomo, podchodzę do księdza i daje mu kopertę z pieniędzmi. A on tę kopertę bez zaglądania oddaje siostrom i mówi: "Macie na szkołę". Później zaoferowałem się, że będę im trawnik kosił, przy tej szkole, oczywiście nieodpłatnie, w ramach wkładu w tę społeczność, bo poczułem, że tak trzeba, trzeba dać tym ludziom coś od siebie, bo tak ciepło mnie przyjęli. Miałem przecież do dyspozycji różne narzędzia i maszyny, więc to nie był problem.
Potem była taka sytuacja – dzwonimy do tego proboszcza, czy nie przyjdzie do nas z kolędą na święta, akurat wcześniej byliśmy w Polsce, a on na to, że dobra wpadnę. Miał do nas ze cztery kilometry, przyjechał tą swoją starą "pandziną", poświęcił mieszkanie i pojechał. Później przyszedł do nas list od rady parafialnej, a w nim zestawienie finansów parafii za rok ubiegły, plus pusty blankiet z numerem konta. Jeśli ci się zestawienie podoba i chcesz wspomóc groszem, to wpisujesz kwotę, jeśli nie, to po prostu wyrzucasz do kosza. Trochę inaczej niż u nas.
Oplem z Milanu
– Jak pomyślałem o tym księdzu i jego starym fiacie panda, to przypomniałem sobie jak nosiłem się z zamiarem zmiany auta. Oczywiście przeglądałem ogłoszenia z używanymi kilkuletnimi samochodami, a Carlo sam z siebie, bo już wtedy pracował w Milanie, a tam mieli ten kontrakt z Oplem, mówi: "Słuchaj, ja tam mam 30 procent zniżki, jak chcesz to wybierz sobie jakiś samochód". No i pamiętam jak dziś, przez Internet kupiłem sobie astrę, dołożyłem pneumatyczne zawieszenie, bo jak jeździliśmy do Polski, to zawsze nasz samochód był obładowany. Carlo zrobił to bezinteresownie, a przecież nie musiał. To auto przez rok, ze względu na zapis w kontrakcie, musiało być na niego, dopiero później "przekazał" je mnie.
"Ż" jak… reklama
– Jak już wspominam te podróże do Polski, to przypomniała mi się inna zabawna historia. Zawsze jak wracałem do Włoch, to przywoziłem mu Żywca, bo bardzo go lubił. Kiedyś wracamy z kraju, patrzę, a w ogrodzie są jacyś goście. Carlo zobaczył mnie i macha ręką żebym przyszedł, więc podchodzę i daje mu tę siatkę z butelkami. On sobie stawia ją obok krzesła, tak przy nodze, dziękuje mi, zamieniamy kilka słów i odchodzę na bok. Co się okazało? W tym czasie kręcił reklamę innego piwa! Na koniec tych zdjęć Carlo pyta: "To co, mogę się teraz już tego swojego piwa napić? ".
Wracając do samochodów, pamiętam jak miał takiego chryslera, też musiał nim jeździć z racji kontraktu reklamowego. Strasznie na niego narzekał, że mało dynamiczny, a w tych ciasnych włoskich uliczkach manewrowanie nim to była tragedia. W swoich obowiązkach miałem też inny wóz, musiałem raz w miesiącu "wyprowadzić go na spacer", czyli po prostu przejechać się Ferrari 348 TB. Po samym odpaleniu było wrażenie, że ten samochód spalił wiaderko paliwa.
Miałem sporo obowiązków, nawet przez jakiś czas byłem jego osobistym szoferem. Jak do tego doszło? We Włoszech policja zrobiła akcję. Patrole ustawiły się na bramkach zjazdowych na autostradzie i na podstawie bilecików sprawdzali godzinę wjazdu. Obliczali średnią prędkość i jak było za szybko, to wiadomo. On wtedy jechał dużo za dużo, a że funkcjonariuszy na miejscu było też sporo, to musieli mu zatrzymać prawo jazdy. Nic nie dało się załatwić. Kursował wtedy sporo autostradami na trasie Mediolan- Parma, względnie odwrotnie.
Grunt to rodzinka
– Odwiedzali go czasami piłkarze, jednak imprez jako takich nie organizował, starał się trzymać ich z dala od rodziny, cały ten wielki świat. Jeśli już musiał, to sam do niego wychodził. Rodzina jest dla niego bardzo ważna. O nim w stu procentach można powiedzieć, że woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. A jeśli chodzi o zarzut, że w sztabie ma członków rodziny? Może to my jesteśmy tylko przeświadczeni, że profesjonalista musi poświęcić się w całości profesji, żeby odnieść sukces. A może Carlo potrafi to pogodzić?
Strefa GOLD
– Wystarczyły dwa słowa i wejściówkę na dowolny mecz mogłem mieć zawsze, ale niekoniecznie mnie to ciągnęło, bo wolałem zapakować rodzinę w samochód i pojechać sobie na weekend nad jedno morze, bo to było sto parę kilometrów, albo nad drugie, czy nawet w góry. Zobaczyć coś, zwiedzić. Ładować się znów w wielkie miasto i stać w korkach, żeby mecz obejrzeć? Nie, to nie dla mnie. Oczywiście kilka razy skorzystałem z takiej możliwości, raz pamiętam Carlo mówi: "Jadę na mecz do Florencji, jedziesz? ". Jadę! Pojawił się tam, jako zwykły obserwator, nie wiem, czy chodziło o obejrzenie jakiegoś zawodnika, czy była to obserwacja rywala, trenował chyba wtedy już Parmę albo może jeszcze Regiollo.
Pojechaliśmy na stadion, a ja wcześniej przez 2 lata mieszkałem we Florencji i to jeszcze tak, że z domu miałem widok na ten stadion, ze wzgórza. Jak zajęliśmy swoje miejsca to śmiałem się, mówiąc do Carla, że ja lepiej mecze widziałem z tego starego domu.
Była też druga sytuacja, chyba wtedy jak zabrali mu prawo jazdy, w każdym razie zadzwonił do mnie i mówi, żebym po meczu w Mediolanie przywiózł go do domu. Oczywiście, nie było problemu. I tak sobie wtedy pomyślałem, że jak muszę jechać to i obejrzę mecz. Loża VIP, wydawałoby się, że świetne miejsce, że lepszego do oglądania nie ma. Szczerze? Dużo lepiej widziałem wszystko w telewizji. Nie ta pespektywa, wolę jednak mecze w domu.
"Parma" w Janowie
– Wróciłem do Polski, ale nie było tak, że to był powrót zdecydowany. Wróciliśmy tylko na rok, żeby córka miała szkołę w Polsce, tak na wszelki wypadek. Wtedy akurat trafiła się do kupienia ta nieruchomość. Kupiliśmy i co robić dalej? Szkoda żeby tak stała, no i to nas tak wciągnęło, ta pizzeria. Ale to nie było naszym pomysłem, to czysty przypadek. Był też drugi podobny przypadek. Byliśmy z żoną na wycieczce motocyklowej w Rumunii, w tamtym roku, na wiosnę. Wracamy przez Węgry, mijamy taką mieścinę z basenami termalnymi, które lubimy, ale to żaden kurort, w każdym razie jedziemy tym motocyklem i widzimy tabliczkę na ogrodzeniu "Sprzedam". Chałupka taka. Mieliśmy tam nocleg, żeby z tych basenów skorzystać na spokojnie, tak dla zdrowia, bo lata swoje już są, troszkę życia za nami.
Na drugi dzień sprawdzam Internet w telefonie i znaleźliśmy jeszcze parę adresów. Pojeździliśmy to pooglądać i okazało się, że ten pierwszy, który widzieliśmy przy trasie, to jest właśnie to. Kupiliśmy tę chałupkę. Makłowicz na Węgrzech nie kupił domu, bo biurokracja go pokonała, odpuścił, kupił w Chorwacji. A ja sobie postanowiłem, że ze mną biurokracja węgierska nie wygra. Kupiliśmy sobie to na starość, żeby na emeryturę się wybrać. Na Węgrzech jest gorzej z biurokracją niż u nas, są więc trochę za nami. Czy to z bankowością, czy z innymi sprawami. Wydaje mi się, że są hermetycznym społeczeństwem przez ten język, ani oni nikogo nie rozumieją, ani nikt ich. Są taką wysepką.
No ale takie przypadki właśnie w życiu decydują o tym co robimy, jak żyjemy, a w moim przypadku akurat gdzie. Kupno domku na Węgrzech to jest jakaś wielka sprawa? Czy ja wiem? Powiem tak, inaczej. Po prostu inaczej, bo czemu nie? Dlaczego Węgry, a nie na przykład Bieszczady? Bardzo chętnie wybralibyśmy Bieszczady, z tym, że tam teraz każda rudera kosztuje tyle co pałac. Tam jeździmy czasem, nawet ślub tam wzięliśmy, a nie tutaj w Janowie Lubelskim. Załadowaliśmy świadków, oni samochodem, ja z panną młodą na motocyklu i pojechaliśmy się żenić!
PS. Bohater reportażu nie życzył sobie zdjęć. Chroni prywatność, więc albumy rodzinne są tylko dla najbliższych.
1 - 2
Niemcy U21
0 - 2
Czechy U21
2 - 2
Finlandia U21
2 - 0
Ukraina U21
1 - 2
Słowacja U21
1 - 1
Włochy U21
4 - 1
Polska U21
0 - 4
Portugalia U21
2 - 4
Niemcy U21
1 - 2
Dania U21
16:00
Holandia U21
19:00
Anglia U21
16:00
Francja U21
19:00
Włochy U21
16:00
Legia Warszawa
16:00
Bruk-Bet Termalica
18:30
Cracovia
12:45
KGHM Zagłębie Lubin
15:00
Odra Opole
15:00
Stal Rzeszów
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.